W Zbijowie koło Starachowic mieszkaliśmy 4 miesiące. Tam przeżyliśmy odwrót armii niemieckiej i wkroczenie Armii Czerwonej.
Pod koniec stycznia 1945 r. dowiedzieliśmy się, że
Warszawa została wyswobodzona. Doczekaliśmy faktu, na który wszyscy
czekali tak długo! Mimo silnych mrozów postanowiliśmy zaraz wracać do
domu, na ul. Kruczą.
Mieliśmy trochę żywności w zapasie, wystaraliśmy się o
bimber, który zastępował pieniądze. Serdecznie podziękowaliśmy
gospodarzom i wyruszyliśmy w drogę. Pociągi nie kursowały, jechaliśmy
więc samochodami ciężarowymi z wojskiem radzieckim płacąc wódką za
podwiezienie. Przenocowaliśmy u obcych ludzi już blisko Warszawy, nie
chcieli przyjąć od nas żadnej zapłaty. Rano 28 stycznia dotarliśmy do
Warszawy.
Wygląd miasta poraził nas! Było gorzej, znacznie gorzej
niż 4 miesiące temu, gdy stamtąd wychodziliśmy, gorzej niż
spodziewaliśmy się ... Wędrowaliśmy przez przysypane śniegiem wymarłe
miasto, przerażeni ogromem zniszczeń i pustką. Trudno nam było rozpoznać poszczególne ulice ...
Z ledwością rozpoznaliśmy w Alejach
Jerozolimskich miejsce sławne z tego, że podczas Powstania było to
jedyne połączenie Śródmieścia Południowego z Północnym. Broniona wtedy
z takim poświęceniem barykada była rozebrana. O dwa domy dalej będzie
już ulica Krucza... Co ujrzymy?
Weszliśmy w Kruczą. To chyba jakaś pomyłka, to nie
nasza ulica !!! Przecież kiedy opuszczaliśmy ją - większość budynków
istniała, były wprawdzie uszkodzone, częściowo zburzone, ale
zamieszkałe! Teraz widzimy przed sobą wypalone, czarne szkielety
domów... Jesteśmy sami, na ruchliwej niegdyś Kruczej nie ma nikogo...
Idziemy parzystą stroną ulicy, naszą stroną. Po
przeciwnej, nieparzystej stronie, dostrzegamy 3 ocalałe budynki: nr 47a,
45 i 43 na rogu Nowogrodzkiej. Idziemy dalej: mijamy Żurawią, Wspólną,
Hożą - po obu stronach spalone domy ... Dochodzimy do Wilczej, tu po
nieparzystej stronie ocalał narożny budynek nr 13. Po parzystej stronie
przy całej ulicy nie ocalał ani jeden dom ...
Mijamy spalony budynek
Krucza 14. Stajemy przed naszym domem. Front spalony. Przez otwór po
bramie wchodzimy na podwórko, rozglądamy się, nie ocalała żadna z oficyn
... Zaczynam płakać... Z całego domu ocalał jedynie kawałek stropu
naszej łazienki z zawieszoną nad ruinami piecykiem i wanną (pod którą
Pani O. schowała przed wyjściem swoje pantofle). Wiedząc, że możemy
trafić na minę, decydujemy się jednak wejść w głąb ruin. Z trudem
dostajemy się do piwnic - są wypalone.
Co teraz robić? Chyba trzeba będzie udać się do
Pilitowa (pod Płońskiem) do mojego brata, Zbigniewa. Może tam czekają na
nas jakieś wiadomości od Krysieńki i Janusza?
Warto by zostawić tu, na murach domu, jakąś informację o nas, ale nie mamy papieru ani ołówka.
Wkrótce zapadnie zmrok i trudno będzie wydostać się z ruin Śródmieścia.
Trzeba stąd odejść...
Czy wróci tu kiedykolwiek życie? Czy my tu wrócimy?