Ryszard Rezler kpr. "Mściciel" kompania odwodowa "Szafrański"
Zostaliśmy skierowani na teren Politechniki.
Oddziały nasze dzieliła od Niemców przestrzeń dwudziestu kilku metrów.
Niemcy atakowali bez przerwy, ale obrona nasza była twarda, dopiero po
sprowadzeniu goliata rozbili naszą obronę. Gdy nastąpił wybuch,
znajdowałem się przy okiennej strzelnicy około dziesięć metrów od
goliata. siła wybuchu wyrzuciła mnie o kilka metrów. Słyszałem głos
nawołujący do wycofania się, lecz byłem tak ogłuszony wybuchem i
upadkiem, że straciłem orientację w czasie i przestrzeni. Szedłem po
omacku do wyjścia, jak we mgle, nic nie widziałem. Do budynku już weszli
Niemcy, lecz ja byłem szybszy, dlatego żyję.
Wycofaliśmy się pod ogniem
kolegów i Niemców. Podczas tej strzelaniny dostał postrzał w brzuch
dowódca naszej grupy, starszy człowiek, o lasce. Z kolegą "Wisiwinklem"
odnieśliśmy go do szpitala na Lwowską.
Kiedy wróciliśmy ze szpitala na Politechnikę, nadszedł rozkaz wycofania się na ulicę Noakowskiego.