Z barykady na Śniadeckich wyruszył do
stanowisk niemieckich w byłym Szpitalu Okręgowym przedstawiciel
dowództwa AK ppłk "Bogusławski". Asystowałem mu w charakterze
przewodnika i tłumacza przydzielonego przez 3 Baon Pancerny.
Następnie towarzyszyłem na tej "ziemi niczyjej"
niemieckiemu patrolowi łączności, który ciągnął linię telefoniczną
między byłym Szpitalem Okręgowym a gmachem byłego Gimnazjum Przyszłość
przy ul. Śniadeckich 17.
Telefon ten ułatwiał kontakty początkowo w sprawie
opuszczenia miasta przez ludność cywilną, do czego upoważniony był ppłk
"Bogusławski" - a następnie przy rozmowach kapitulacyjnych.
Przed tą barykadą, naprzeciw wylotu Lwowskiej, zajął
miejsce w dniu 4 października gen. "Monter", a na Śniadeckich ustawiły
się do wymarszu do niewoli pierwsze oddziały powstańcze. Na plac od
strony barykady niemieckiej, grodzącej ulicę na wysokości wejścia do
Szpitala Okręgowego, wyszło trzech oficerów niemieckich wyraźnie na coś
czekając. Gen. "Monter" polecił rtm. "Zawadzkiemu", dowódcy 6 kompanii 3
Baonu, ppor. "Zychowi", d- cy plutonu obsadzającego barykady i mnie
jako tłumaczowi dowiedzieć się, o co chodzi. Mjr. Fischer, szef sztabu
grupy Reinfahrta, oświadczył, że ma rozkaz przejęcia gen. Bora -
Komorowskiego do niewoli. Rtm. "Zawadzki" zameldował o tym gen.
"Monterowi", który zajęty był rozmową z niskim, niepozornym mężczyzną w
cywilnym ubraniu, którego tylko powstańcza opaska odróżniała od cywila.
Był to gen. Bór - Komorowski. Gen. "Bór" pożegnał się z gen. "Monterem" i
wraz z trzema oficerami Komendy Głównej oraz w asyście rtm.
"Zawadzkiego" udał się do oczekujących Niemców. Mjr. Fischer, trzymając
przez cały czas rękę w hitlerowskim pozdrowieniu, powiedział:
- Herr General. Ich habe den Befehl und die Ehre Sie in die Gefangenschaft zu uebernehmen.
Generał "Bór" pożegnał się z nami, oficerami asysty, i w
towarzystwie Polaków, oficerów Komendy Głównej, i Niemców zniknął za
barykadą przed szpitalem. Rtm. "Zawadzki" zameldował generałowi
"Monterowi" wykonanie rozkazu.
Wraz z pozostałymi oficerami asysty miałem możność
oglądać jedyną w swoim rodzaju defiladę; przed gen. "Monterem" w
głębokiej ciszy przemaszerowały oddziały powstańcze w zwartym szyku, z
bronią, sprawnie, równym krokiem, chociaż w szeregach gęsto bieliły się
bandaże. Jeden z dowódców prowadził swój oddział o kuli, inny podpierał
się laską. Byli to żołnierze, którzy musieli złożyć broń, ale nie
ulegli, zachowali żołnierski honor i godną postawę.
Mój baon, 3 Baon Panc. "Golski", w zwartym szyku,
nieźle wyekwipowany przez okoliczną ludność, która aż do końca otaczała
żołnierzy sympatią i troską, wyruszył do niewoli z ul. Śniadeckich w
dniu 5 października około południa. Z biało - czerwoną flagą baon
maszerował przez plac przed Politechniką, następnie ulicą 6 Sierpnia,
skręcał w prawo w Aleję Niepodległości, aby przez bramę wejść na teren
Kraftfahrparku - tego samego, który miał być zdobyty w pierwszym dniu
Powstania i stać się bazą powstańczej jednostki pancernej. Teraz tu
właśnie baon składał broń... W tym smutnym akcie był jednak promyk
radości; kto chciałby z tej broni zrobić użytek przeżyłby duże
rozczarowanie. Te błyszczące, wypucowane ckm-y, rusznice pancerne,
granatniki, karabiny i pistolety maszynowe i zwykłe najprzeróżniejszych
typów i różnej produkcji: polskie, angielskie, amerykańskie,
radzieckie, niemieckie, węgierskie, hiszpańskie - były wewnątrz
przemyślnie, acz niewidocznie, zdezelowane.
W dalszym marszu żołnierze mojej kompanii, którzy
rozpoczęli Powstanie na Kolonii Staszica, mogli oglądać bezludną
dzielnicę. W rozkwitłej zieloności ogrodów stały wypalone wille.