Andrzej Meissner "Zbigniew" baon "Golski" 149 pluton
"Atak czołgów niemieckich na Polną" - tym alarmem
została zbudzona nasza drużyna przed świtem dnia 16 sierpnia. W ciągu
kilkunastu minut znaleźliśmy się przy ul. Polnej w domu położonym miedzy
dawnym gimnazjum Rontalera i ul. Mokotowską.
Uzbrojony w "Pepeszę" ruską, jedyną, którą posiadała
nasza drużyna, objąłem stanowisko za workami piasku w oknie na 3-cim
piętrze.
Gdy zaledwie zaczynało szarzeć, prawie wprost naszych
stanowisk, w odległości około 250 metrów, ujrzałem sylwetki trzech
czołgów. Dwa czołgi zaczęły wolno, z przerwami, posuwać się w stronę
naszego stanowiska. Po pewnym czasie zatrzymały się w odległości około
150 metrów. Już zaczynało świtać, gdy ujrzałem załogę naszego "Piata" ( o
ile pamięć mnie nie myli, byli to: strzelcy "Zalewski" i "Goliat"),
podpełzających bruzdą w stronę nieruchomych czołgów. Za chwilę z
odległości około 20-30 metrów padł z boku pierwszy strzał z "Piata" do
najbliższego czołgu.
Zobaczyłem w tym momencie błysk ponad gąsienicą,
wyglądało jak gdyby czołg podskoczył. Za chwilę czołg uruchomił silnik,
wtedy padł drugi celny strzał. Koledzy z obsługi naszego "Piata" zerwali
się i biegiem rzucili się w stronę naszych pozycji.
W tej samej chwili oba czołgi zaczęły się cofać, a po
paru metrach w trafionym czołgu rozwinęła się gąsienica, czołg zakręcił
się w miejscu i stanął. Po ostrzelaniu kilkoma seriami z ckm-u furtki, w
której w międzyczasie znikli nasi koledzy, załoga trafionego czołgu
otworzyła wieżyczkę, zaczęła wyskakiwać i kryć się za uszkodzonym
czołgiem. Wtedy do opuszczającej czołg załogi, choć nie byłem pewny
skutku, oddałem serię z mojej "Pepeszy". Jeden z pozostałych dwóch
czołgów wziął pod ostrzał nasze pozycje, a drugi wrócił po uszkodzony
czołg, biorąc go na "hol" i w ten sposób ratując jego załogę. Po
ostrzelaniu z działka bramy i okien naszego budynku czołgi cofnęły się
ku Alei Niepodległości.
Już po powrocie z akcji zauważyliśmy brak "Korwina".
Wraz z moim przyjacielem, Karolem Maciejką ps. "Gzyms", wróciliśmy, aby
go odnaleźć. Niestety, znaleźliśmy tylko jego szczątki. Przed
opuszczeniem naszych stanowisk "Korwin" został wysłany z zadaniem
zamknięcia furty obok budynku, którego broniliśmy. Prawdopodobnie w
chwili zamykania furty dosięgnął go pocisk działka czołgowego i
spowodował eksplozję "sidolówek", które "Korwin" miał przy sobie.