Janusz Wandel ps. "Janusz"
batalion "Piorun" kompania "Ambrozja" pluton
"Bogdan"
Moja przygoda podczas przepustki
Działo się to 5 czy 6 września. Po
nocnej służbie wybrałem się do państwa Wechslerów na Wspólną
44. Chodziliśmy tam co jakiś czas z moim przyjacielem "Tadeuszem",
żeby się umyć i zmienić bieliznę (to byli jego krewni). Tym
razem poszedłem sam. Zabawiłem u nich krótko, bo miałem mało
czasu. Ruszyłem w drogę powrotną.
Przeszedłem jak zawsze pod osłoną
barykad i piwnicami z ulicy Wspólnej na ulicę Emilii Plater.
Następnie musiałem przejść przez nieoświetlony tunel,
łączący budynek Emilii Plater nr 14 z budynkiem nr 15. Trzeba było
iść w pozycji pochylonej. Było ciemno, zawadziłem o coś leżącego
na dnie tunelu i przewróciłem się. Zorientowałem się, że są to
zwłoki człowieka. Poderwałem się i pobiegłem do wyjścia z
tunelu Emilii Plater nr 15. Zobaczyły mnie, wystraszonego i
zakrwawionego , stojące z noszami w bramie domu nasze sanitariuszki.
Obstąpiły mnie i chciały położyć na noszach. Wyrywałem im się.
Na szamotaninie upłynęło parę minut. Słyszałem ich wypowiedzi:
- On jest ranny, znajduje się w szoku i dlatego tak reaguje.
Nie chciały mi uwierzyć, że jestem
cały i zdrowy, tylko moje ubranie jest poplamione krwią zabitego
leżącego w tunelu. Gdy się zorientowały, że nie jestem ranny,
dały mi spokój i pomogły oczyścić ubranie. Mogłem już iść
dalej. Wkrótce dowiedziałem się, że tego dnia na nasz odcinek
spadło dużo pocisków z granatników czyniąc wiele szkód i raniąc
kilka osób. Z tego względu w pobliżu wyjścia z tunelu stał
patrol sanitarny gotowy do udzielenia pomocy. Jeden z pocisków
rozerwał się tuż przy wejściu do tunelu Emilii Plater nr 14 i
zabił przechodzącego tamtędy Volksdeutscha , zatrudnionego w
naszym plutonie przy naprawianiu broni. To właśnie jego krwią
poplamiłem ubranie.
Przygoda dowódcy podczas inspekcji
25 września pełnił służbę na
posterunku w bramie domu Emilii Plater 15 strzelec "Matros",
żołnierz drugiej drużyny kpr. pchor. "Sztygara". Służba
na tym posterunku miała za zadanie niewpuszczanie na teren, zajęty
przez nasze drużyny, niepożądanych osób. Chodziło o zapewnienie
nam bezpieczeństwa.
W pewnej chwili strz."Matros"
usłyszał kroki osoby nadchodzącej od strony tunelu. Była głęboka
noc, o tej porze nikogo się nie spodziewał. Gdy osoba ta pojawiła
się już przy wyjściu z tunelu zażądał podania hasła.
Odpowiedzi nie usłyszał, wobec tego wezwał intruza do padnięcia
pod rygorem użycia broni. Człowiek ten wykonał rozkaz - padł.
Strz."Matros" oświecił go latarką i wówczas zobaczył,
że to... dowódca plutonu, por. "Łada". Szedł on na
inspekcję i chciał sprawdzić, czy jest przestrzegany regulamin
wojskowy. Przekonał się, że żołnierze sumiennie pełnią służbę.
Następnego dnia strz. "Matros" dostał pochwałę za przestrzeganie regulaminu i sumienne wykonywanie obowiązków.