Jerzy Ruszczyński kpr. pchor. "Biały" bat. "Miłosz" komp. "Ziuk" plut. "Kulawego"
Trzeciej drużynie naszego plutonu ton nadawał "Stary",
jej dowódca. W chwilach prawdziwego niebezpieczeństwa na "Starym" można
było polegać. Zalany, wydawał bezsensowne rozkazy. Ufny w swą szczęśliwą
gwiazdę pełen był najzuchwalszych pomysłów, inicjował wariackie
wyprawy.
Jego szczytowym osiągnięciem był spacer po obsadzonym
przez Niemców Parku Ujazdowskim. W czasie nocnej służby mojej drużyny
przylazł na placówkę, zalany dokumentnie, twierdząc, że idzie
przeprowadzać inspekcję. Pozornie przekonany perswazjami zgodził się na
powrót na swoją kwaterę i znikł w ciemnościach.
W rzeczywistości namówił po cichu trzech młodych
chłopców, stojących na stanowiskach, na wyprawę w nieznane. Zabrali broń
z naszych posterunków, pod osłoną ciemności przeskoczyli szczęśliwie
ulicę Piękną, dziurą w siatce weszli do parku, przeszli nawet przez
niemiecki okop. Błąkali się chyba przez pół godziny, aż wreszcie ktoś
ich rozpoznał. Wybuchła strzelanina, zaczęła się obława na chłopców.
Zorientowawszy się w sytuacji musiałem sfingować atak, aby odciągnąć
uwagę Niemców od nieproszonych gości. Plan udał się o tyle, że "Stary"
wrócił z dwoma chłopcami, z których jeden był ranny. Los trzeciego nie
wyjaśnił się do dnia dzisiejszego...
Tym razem "Stary" przebrał miarkę. Na drugi dzień
wybuchła awantura. Dowództwo przesłuchało uczestników i świadków
niefortunnej eskapady. W końcu zapadł wyrok: "Stary" został przeniesiony
na stanowisko szefa kuchni kompanii. Odebranie mu resztek jego
najbardziej wówczas potrzebnej drużyny załamało go zupełnie. Chwile
trzeźwości przestały mu się zdarzać.
Trzeciego dnia pełnienia w dość wątpliwy sposób swych
nowych obowiązków siedział na schodkach przed kuchnią i przyglądał się
wydawaniu obiadu. Nagle na podwórko wpadł pocisk z granatnika. Rozległ
się huk, tuman kurzu i dym zasłonił wszystko.
Jego młodzi żołnierze z trzeciej drużyny ze szczerym smutkiem skonstatowali:
- Po "Starym" zostały tylko kapcie i legenda.