Plut. pchor. "RZUT" batalion "Ruczaj" kompania "Tadeusz"
W natarciu na dzielnicę niemiecką w dniu
pierwszego sierpnia VII zgrupowanie utraciło gros swej siły, sformowano
więc pospiesznie dwie nowe kompanie kpt. "Habdanka" i kpt. "Lodeckiego",
które wraz z naszą kompanią ppor. "Longa" i resztą kompanii
"Jastrzębia"utworzyły w miejsce VII zgrupowania batalion
"Ruczaj",dowodzony przez komendanta zgrupowania rtm. "Ruczaja".
Reorganizacja zgrupowania objęła i naszą 1 kompanię.
Dowództwo kompanii, po ciężko rannym w ataku na Poselstwo Czeskie ppor.
"Longu" obejmuje ppor. "Tadeusz Czarny", jego zastępcą zostaje ppor.
"Pomruk", dowódca mojego 137 plutonu. Osłabione atakiem w godzinie W
plutony 138 i 139 zostają połączone w jeden pod dowództwem pchor.
"Orlika", sformowano nowy, III pluton ppor. "Konrada".
W I plutonie nowo przybyli oficerowie obejmują
dowództwa drużyn: pierwszej, mojej konspiracyjnej drużyny, ppor.
"Żarski", drugiej, plutonowego "Zdołbunowa", por. "War", który wkrótce
zostaje dowódcą plutonu. Nowi dowódcy są odważni, bojowi, szczególnie
"Żarski". Nasz pluton jest duży, liczy ponad 70 ludzi, gdyż dołączyli
do nas żołnierze z rozbitych oddziałów oraz ochotnicy. Uzbrojeni jesteśmy
zupełnie przyzwoicie dzięki zdobyciu Poselstwa Czeskiego, niemal połowa
z nas ma broń.
Utrzymujemy placówkę przy barykadzie Chopina 13 na
Dolinę Szwajcarską i Aleje Ujazdowskie. Jedenastego sierpnia pełnię tu
24-godzinną służbę. W południe daje się słyszeć warkot czołgów jadących
Alejami Ujazdowskimi. U wylotu Chopina ukazuje się czołg typu Pantera,
za którym widać żołnierzy niemieckich. strzelamy z naszego lekkiego
karabinu maszynowego "drajzy", piechurzy chowają się. To pewnie szykuje
się atak na naszą barykadę! Alarm! "Żarski" ściąga z kwatery posiłki,
mnie z pięciu kolegami posyła z zadaniem absorbowania czołgu, atakowania
go. Bierzemy butelki z benzyną, 3-4 granaty, ja -pistolet maszynowy,
biegniemy podwórkami i wybitymi w murze przejściami,parzystą stroną
Chopina w kierunku Alej Ujazdowskich.Uważamy, by nie wpaść na piechotę
niemiecką, jeśli by zechciała tą samą drogą pójść w naszym kierunku. W
biegu słyszymy huk wystrzałów z działa czołgu i grzechot karabinów
maszynowych. Pewnie już atakują! Wyglądam ostrożnie przez okno, czołg
stoi blisko Alej, strzela, ale piechoty nie widać. Dobiegamy do miejsca,
gdzie dalszego przejścia już nie ma, przynajmniej nie możemy go
znaleźć. Spojrzenie przez okno. Jesteśmy blisko, ale jednak za daleko.
Czołg stoi na środku ulicy jakieś 30 m w lewo od nas i przy rzutach
butelkami trzeba będzie wychylać się przez okno. Łatwo dostać kulę.
Jednak nie ma rady, bliżej nie podejdziemy.
Wybieram stanowiska na parterze, pierwszym i drugim
piętrze, będziemy rzucać raz z dołu, raz z góry. Czołg strzela nadal,
za rogiem w Alejach widać piechotę. Jesteśmy gotowi. Nagle czołg rusza do
przodu, a Niemcy wybiegają zza rogu, idą za czołgiem i prawdopodobnie
również przy murze domów, tego jednak nie widzę. Zbiegam na parter,
pilnuję, by któremu nie strzeliło do głowy wejść przez okno. Barykada
strzela jak szalona.
Rzucamy nerwowo butelki,czołg jest już z 10 m od nas,
więc jeszcze granaty, jeden z nich obronny, wszystkie mało celnie, byle
szybciej. Dostajemy ogień z broni maszynowej po oknach, zauważyli nas.
Zmuszam się, by spojrzeć, co się dzieje. Cała jezdnia płonie. Niemcy zza
czołgu znikają za rogiem, na jednym z nich płonie ubranie. Czołg skręca
i lufę działa kieruje w moje okno, prosto w moją głowę. Uciekam w kąt
pokoju, lecz po chwili przytomnieję i ostrożnie podchodzę do drugiego
okna. Wychylam głowę. Benzyna jeszcze się pali, czołg stoi w tym samym
miejscu, nie strzela, lufa skierowana na barykadę, przy rogu leży dwóch
Niemców, ruszają się, więc ranni. Strzelanina trwa, ale kto do kogo
strzela, nie wiem. Ogień dogasa, a czołg ciągle stoi.
Ściągam wszystkich na dół, bo pietra ciągle są
ostrzeliwane. Zza rogu znów wyskakują Niemcy, lecz ogień z barykady
zmusza ich do odwrotu. Zabierają rannych. Starannie celując obrzucamy
ostatnimi butelkami czołg, który staje w płomieniach. A więc udało się!
Alenie,benzyna wypaliła się, a czołg stoi nadal groźny, wielki. Nagle
otwiera się klapa na wieżyczce i powoli wyłania się czołgista. Już do
pasa jest na zewnątrz, gdy dosięga go seria z karabinu. Tułów zwisa z
wieżyczki, zaś nogi ukryte są wewnątrz,po kolei koledzy wciągają go do
środka i zamykają klapę. Po co wychodził, co chciał zrobić, nie dowiemy
się nigdy. Szokujące było, że w trakcie bitwy, podczas strzelaniny
człowiek wychodzi sobie z czołgu jak gdyby nigdy nic. Jeśli by myślał, że
czołg się pali, to wychodziłby szybko, a nie spokojnie, powoli.
Zadziwiające!
Dopiero teraz zauważyłem nieruchomość czołgu. Przecież
on jest uszkodzony! Nasze niecelne, nerwowe lecz niespodziewane
bombardowanie butelkami z benzyną i granatami, płonąca ulica i palące
się mundury spowodowały popłoch wśród piechoty za czołgiem i uszkodziły
sam czołg. To pewnie ten obronny granat o wielkiej sile.
Nieprawdopodobne szczęście! No i celny ostrzał z barykady.A lufa we mnie
wycelowana to ruch uszkodzonego już czołgu.
Czołg rzeczywiście był uszkodzony. Przyjechał po niego
inny czołg,pod osłoną ogniową wziął na holi odjechał. Dalszych ataków
już tego dnia nie było. Po powrocie na placówkę dowiedzieliśmy
się, że zginęło dwóch naszych kolegów, "Zdzich" i "Miecz", zaś "Belina"
został ciężko ranny. (Podchorążowie "Miecz" i "Belina" przybyli do nas w
nocy z pierwszego na drugiego sierpnia z Dywizjonu "Jeleń", w
ośmioosobowej grupie, po walkach na Polu Mokotowskim.)
To już cztery śmiertelne ofiary w naszym plutonie.
Pierwszy poległ "Orzeł" drugiego sierpnia. Padł śmiertelnie trafiony tuż
przed bramą Poselstwa Czeskiego. Chłopiec z mojej drużyny, ale go
prawie nie znałem,gdyż na krótko przed Powstaniem objąłem jej
dowództwo.Druga poległa sanitariuszka "Izabella". Zginęła w dniu piątego
sierpnia od ostrzału z Małej Pasty na barykadzie przy ul. Piusa.
Najgłębiej odczuliśmy śmierć dziewczyny.
Koledzy na barykadzie byli pełni obawy o los naszej
grupki, gdy Niemcy, idący pod ścianami domów przed czołgiem, minęli
nasze stanowisko, czego nie mogliśmy widzieć. Zrozumiałe się stało,
dlaczego po naszym bombardowaniu butelkami i granatami ostrzeliwali
tylko piętra, zostawiając parter w spokoju. Bali się razić wycofujących
się kolegów. Niemcy zostawili na placu boju ośmiu poległych. Ilu było
rannych, nie wiemy, z pewnością więcej, niż tych dwóch, których
widziałem. Ciała poległych i broń zabrali wieczorem ku wielkiemu naszemu
żalowi, bo na tę broń mieliśmy wielką chrapkę, a silny ostrzał
uniemożliwił wcześniejsze ściągnięcie jej. Smutny dzień - wyrwane
spośród nas dwa życia. "Polegli na polu chwały" brzmi jak radiowe "Z
dymem pożarów", pięknie, tragicznie.